sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 1

- Ktoś ty? - zapytał strażnik wysoką, rudowłosą, zakapturzoną kobietę, stojącą u bram królestwa Państwa Nieładu.
- Ugh - wykrzywiła usta w grymasie niezadowolenia. - Nathalie Fanewall, głupcze.
- Och, to ty, Nathalie. Nasza pani cię oczekuje.
Kobieta weszła po małych marmurowych schodkach, a następnie inny gwardzista zaprowadził ją do ich władczyni.
Dziewczyna siedziała na wykutym ze srebra tronie, a w okół niej uwijały się służki.
- Witaj, Nathalie.
- Witaj - odrzuciła kaptur, odsłaniając w pełni swoją twarz.
- Nie wezwałam cię bez powodu. Dziś jest szczególny dzień. Dzień, w którym przejmę pełnię władzy nad całym Ardisem. Ta chwila przejdzie do historii - uśmiechnęła się krzywo.
- To już dziś - powiedziała rudowłosa i spuściła swój wzrok na podłogę. - Dzień, w którym mam skrzywdzić własną córkę.
- Pomyśl pozytywnie, Nat. Będziesz prawą ręką królowej Ardisu. Chyba już się domyślasz, jakie masz zadanie.
- Tak. Muszę sprowadzić tu Sharlyn. Czy aby na pewno ma się to wydarzyć?
- Gwiazdy nie kłamią, Nathalie! Tylko raz na tysiąc lat zdarza się ten moment. Ruszaj w drogę. Im szybciej mi ją sprowadzisz, tym lepiej.
- Tak, pani - dygnęła lekko i wyszła.
                                                                         ***

Mając dwanaście lat, Sharlyn została oddana przez swoją matkę pod opiekę jej przyjaciela, który był mistrzem sztuk walki. Nathalie, jej matka, chciała, by wyszkolił jej córkę na godnego podziwu wojownika.
Sharlyn nie chciała robić tylko tego, co złe. Chciała zrobić również coś pięknego, więc jedną połowę swojego czasu poświęcała dla nauk mistrza, a drugą- na malowanie obrazów.
Na samym początku malowała kwiatki czy inne malunki, które mogłaby stworzyć dwunastolatka. Później zaczęły dochodzić różnego rodzaju wizje, które zaczęła przelewać na płótno.
To było zazwyczaj coś, co miało już miejsce lub to, co stanie się kiedyś. Ostatnią wizję miała zeszłej nocy. Widziała obraz legendy, pokazującej początek Ardisu, tylko że zamiast legendarnej Światłości była ona, Sharlyn. Obudziła się z niepokojem, którego nie rozumiała i przyszła do sali treningowej, żeby poćwiczyć posługiwanie się bronią.
Wzięła do jednej ręki kilka małych mieczy, rozstawiła odpowiednio nogi, rozluźniła ciało, uniosła nadgarstek i rzuciła, a nożyk wbił się z brzękiem w tarczę. W tej chwili dostrzegła jak drzwi się uchylają, a przez nie zagląda mistrz. Trzy pozostałe noże włożyła do kieszeni tuniki.
- Sharlyn, masz gościa.
- Już idę! - odrzekła i pospiesznie wyszła z pomieszczenia. W pokoju gościnnym, na jednym z krzeseł, siedziała jej matka.
- Dzień dobry, skarbie - rzekła Nathalie z uśmiechem.
- Co ty tu robisz? Nie widziałam cię przez 5 lat! - Sharlyn stanęła zdumiona w progu mieszkania.
- Spodziewałam się milszego przywitania. Dziś są twoje urodziny. Wszystkiego najlepszego! Chciałam cię gdzieś zabrać.
"No tak, zapomniałam nawet o swoich urodzinach" - pomyślała dziewczyna.
- Niby gdzie? - prychnęła. - Nigdzie z tobą nie pójdę.
- Sharlyn!- zawołał za nią mistrz, ale ona nie zwróciła na to uwagi. Chwyciła za skórzany płaszcz i wybiegła z budynku, a jej matka za nią.
- Posłuchaj, skarbie. Chcę... pokazać ci coś specjalnego.
- Idź sobie.
- To się jeszcze okaże. Chciałam po dobroci, ale skoro nie chcesz, nie pozostaje mi nic innego - wyjęła z kieszeni szmatkę nasączoną wywarem sennym i przycisnęła ją do twarzy córki. Sharlyn zaczęła kopać, ale mikstura okazała się silniejsza i w ciągu kilku sekund zapadła w sen.
Nathalie zaniosła ją na rękach do konia, po czym wsiadła na jego grzbiet i przywiązała Sharlyn twarzą do jej pleców. - Czeka nas długa podróż - wyszeptała, po czym opuściła mury posiadłości.

                                                                              ***

Gdy zajechały na miejsce zbliżał się zmierzch. Sharlyn obudziła się w małym, skromnie urządzonym pomieszczeniu. Okno było zakratowane od  środka, więc w panice rzuciła się do drzwi, jednakże te też były zaryglowane.
-Gdzie ja jestem? - powiedziała szeptem sama do siebie. Spostrzegła, że na stoliku koło okna leży talerz z owocami. Poczuła silny uścisk w żołądku, gdy sobie przypomniała, że nic od wczoraj nie jadła. Nie skorzystała jednak z posiłku myśląc, że owoce mogłyby być zatrute. W jej głowie zrodził się pomysł. Pomacała kieszeń tuniki i wyczuła, że jej sztylety nadal tam są.  Kraty nie były grube, więc mogłaby je nimi przepiłować, a z firanek z okna mogłaby zrobić sznur i zejść na ziemię.  Gdyby ktoś usłyszał jakiś hałas i chciał zobaczyć, co się dzieje, mogłaby tę osobę najpierw ogłuszyć talerzem, a następnie ewentualnie dźgnąć nożem.
Zabrała się do roboty. Najpierw rozpiłowała po kolei kraty, po czym zrobiła prowizoryczną linę i rozbiła nogą od stołu szybę. Odłamki szkła spadły na ziemię, co zwróciło uwagę rycerzy, którzy natychmiast wbiegli do budynku, żeby ją powstrzymać.
 "Teraz albo nigdy" - pomyślała. Zarzuciła linę, chwyciła ją dłońmi i zjechała na ziemię.
 "Udało mi się!" - ucieszyła się w duchu. Niestety, jej radość nie trwała długo. Wyrosła przed nią postać odziana w czerń.
- Gdzie się wybierasz, mała dziewuszko? Takie panienki nie powinny się włóczyć samotnie w takim miejscu, a już na pewno nie tak ważne dla wszystkich, jak ty, Sharlyn Fanewall.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Prolog

Nihil miała dwie córki: Światłość i Ciemność. Światłość przynosiła radość i szczęście, natomiast Ciemność- smutek i nienawiść. Były jak Yin i Yang. Nihil kochała obie córki, ale Ciemność czuła się niedoceniana i miała wrażenie, że jej siostra jest lepsza od niej. Obmyśliła więc intrygę. Podstępem ukradła miecz, berło swojej matki, stopiła je w ogniu nienawiści i wykończyła kroplami swojej krwi, przypominającymi czarne diamenty. W dniu 17. urodzin swojej siostry, zakradła się do jej sypialni. Pochwyciła ostrze i poderżnęła bez wahania gardło Światłości. Oczy się jej otworzyły, a z oczu zamiast łez leciały płatki białych róż, tak białych jak włosy ofiary. Krew wypływająca z rany utworzyła czerwoną kolię z kryształami. Mimo duszy czarnej jak smoła, Ciemność po dłuższej chwili zrozumiała, co zrobiła. Bez wahania, tak samo szybko, jak dokonała zbrodni, wyjechała z królestwa i słuch o niej zaginął. Nihil była zrozpaczona po stracie swych córek. Otoczyła obszar swojego świata górami, by Ciemność nigdy nie znalazła się poza jego granicami. Nazwała owy świat Ardis. Światłość przeżyła, ale już nigdy nie mogła kochać. Żyła w smutku, nie mogła mówić ani chociażby się uśmiechnąć. Powstała granica, rozdzielająca królestwo na dwie części: Państwo Nieładu, rządzone przez Ciemność i Państwo Ładu, którym władała Światłość.